Artykuły: Turystyka piesza

Do Psiej Trawki! Zieloni we chmurze i oparach absurdu na Szpiglasowym Wierchu

Dodał(a): Kuba Kamiński Kubak
Ocena: (0)
06 listopada 2011
Polegiwanie nad Mokiem. Fot. Lukcio
Po wdrapaniu się na Szpiglasowy Wierch ruszyliśmy wygodnym szlakiem do Morskiego Oka. Na chwilę zatrzymał nas Lukcio i wskazał przed siebie. „Tam są Rysy, a tam Mięgusze” - objaśnił. Słuchaliśmy z zaciekawieniem. I tylko MisQ, człowiek małej wiary, dociekał – „Skąd wiesz? Przecież nic nie widać”. Fakt od dwóch godzin bez przerwy poruszaliśmy się w chmurze, a widoczność wynosiła nie wiecej niż 100 metrów. - „A Ty nie potrafisz sobie już niczego wyobrazić?” - odparł Lukcio. Od tej chwili wyobrażaliśmy sobie cudowną panoramę Tatr, przerzucając się nazwami szczytów i przełęczy. To z powodu takich sytuacji na Zielonych wycieczkach często bardziej mnie boli brzuch ze śmiechu niż nogi od wędrówki.
9 komentarzy · 3407 czytań ·

Pół Orła, jeden Zawrat i trzy kwaśnice

Dodał(a): Kuba Kubak
Ocena: (0)
24 lipca 2011
Nad Czarnym Stawem Gąsienicowym
Opracowaliśmy cztery techniki pokonywania drogi w dół w Tatrach. Jak wiadomo schodzenie jest kluczowe i trudniejsze niż wchodzenie. Pierwsza technika: najbardziej wydajna to „TIK, TIK, TIK” – precyzyjne drobne kroczki, jak gejsza. Mniej poszanowania w naszej grupie miała technika „ŁUP, ŁUP, ŁUP” – czyli długie susy chwiejące kamiennymi płytami. Po 10 godzinach wędrówki wszyscy stosowaliśmy już tylko technikę „AŁ, AŁ, AŁ” nie pomagał ani ibuprom, ani nowatorskie rozwiązanie Andy`ego czyli schodzenie w skarpetkach. Każdy miał coś naderwanego, przeciążonego lub obtartego. Na szczęście w trakcie całej 13 godzinnej wędrówki nikt nie tracił wysokości metodą „DUP, DUP, DUP”
13 komentarzy · 4311 czytań ·

Czerwone Wierchy dogrywka - 05.03.2011

Dodał(a): Andrzej Łopata Andy
Ocena: (0)
11 marca 2011
Dwa tygodnie wcześniej zaplanowaliśmy wycieczkę na Kasprowy i rzeczywiście udało się w końcu tam dotrzeć, ale wcześniej tak przy okazji, zahaczyliśmy o Czerwone Wierchy. Zdobyliśmy Kopę Kondracką, zasmakowaliśmy nawet trochę klimatu tam panującego, ale nie mogliśmy podziwiać całego uroku tego masywu, bo wszystko było okryte zasłoną z chmur. Obiecałem sobie, że w tym roku obowiązkowo muszę wrócić na ten kultowy szlak, ale w planach miałem raczej letnią wycieczkę.
1 komentarzy · 3673 czytań ·

Czy to adrenalina, czy zboczenie? *

Dodał(a): Kuba Kamiński Kubak
Ocena: (1)
26 lutego 2011
Strach spiął mięśnie i po skręcie w lewo narty wyjechały spode mnie. Lewa wypięła się natychmiast zostając na pasku. Prawa na szczęście tkwiła przy bucie. Zsuwałem się żlebem w dół mając perspektywę ślizgu się po 200-300 metrowej ściance. Bałem się, ale nie panikowałem. Myśli mówiły. Byle nie przyspieszyć, jedynym narzędziem do hamowania była narta, którą należało jak najszybciej postawić w poprzek stoku. Udało się. Po kilkunastu metrach zatrzymałem się. Nie chciałem naruszyć wątłej równowagi ciała opartego o stok. Żałuję, że nie miałem czekanu. Czekałem więc. Z góry nadjechał PePe. – No to potrzebny nam jest rescue plan - rzekł spokojnie.
12 komentarzy · 4126 czytań ·

Raki w lodzie i zimne foczki

Dodał(a): Iza z Tarnowa
Ocena: (0)
20 lutego 2011
Flaga na szczycie
Cel wyprawy był jasno określony – Kasprowy Wierch, ale jak życie pokazało, do celu mogą prowadzić zgoła odmienne drogi. Ale to w końcu nie cel jest najważniejszy, ale właśnie DROGA.
Ta myśl wydaje się przyświecała Adamowi, czyli członkowi ekipy tarnowskiej, niezawodnemu przewodnikowi naszych wypraw. Już podczas naszej podróży do Zakopanego, Adam wspominał coś o zmianie trasy. Ta zaproponowana przez MiśQ-a wydawała mu się zbyt prosta i łatwa, jak na członków tej ekspedycji, w końcu było nie było maratonowych wyjadaczy i to z niebylejakiego cyklu. Miejsce zbiórki – parking pod skocznią.
Po 8.00 są już wszyscy członkowie wyprawy.
7 komentarzy · 4000 czytań ·

Babia zrobiona na zielono

Dodał(a): Kuba Kamiński Kubak
Ocena: (2)
22 stycznia 2011
Na grzbiecie
„Babia zimą” projekcik w ramach wątku sobotniej włóczęgi. Trochę turystyki, trochę przygody, mnóstwo zabawy. Po co się idzie w góry? Oczywiście dla piękna, majestatu itp., ale też żeby zobaczyć Macia rozłożonego w dętce od skody ciągniętej przez MisQ; trzy osoby idące na jednej parze nart w rytm „Lewa! Prawa!” na grzbiecie Babiej, albo Andego w pozycji bobslejowej mknącego w dół leśną ścieżką na luksusowym, plastikowym jabłku „Made in Germany”.
5 komentarzy · 3671 czytań ·

Karpaty Marmaroskie i Czarnohora - lipiec 2002

Dodał(a): Piotr Furmański furman
Ocena: (0)
01 kwietnia 2006
Tym razem dzięki dogodnemu połączeniu Krakowa z Lwowem decyduję się spotkać z resztą grupy właśnie we Lwowie.Wsiadam o godz. 22.00 do autobusu relacji Kraków-Lwów i odjeżdżam. Przyjazd do Lwowa spodziewany jest ok 6.00. Podróż jest męcząca, siedzenie niewygodne, ale dzięki temu, że jest noc zapadam chwilami w krótkie drzemki, które pomagają mi przetrwać podróż. Na granicy prawie dwie godziny stania, jakieś problemy z jednym ze współpasażerów.

Gdy odjeżdżamy jest już całkiem jasno. Jednak zmęczenie daje o sobie znać i trudno mi oglądać widoki za szybą. Docieram na dworzec autobusowy, bez problemu znajduję busa jadącego na dworzec pociągowy. Tutaj oddaję bagaż do przechowalni i ruszam oglądnąć miasto. Po dwóch godzinach wracam na dworzec. Otrzymuję wiadomość, że wiara ma jakieś problemy z autobusem i ich przyjazd się opóźni.
0 komentarzy · 4274 czytań ·

Liwocz na zimowo.

Dodał(a): Piotr Furmański furman
Ocena: (0)
20 lutego 2006
Zima w pełni. Do swojej bazy u podnóża Liwocza dotarłem dopiero po interwencji szwagra, który na traktorze uzbrojonym w pług i potężne łańcuchy udrożnił drogę do domu.
W planach był zimowy wyjazd na rowerze ale ogromne zwały śniegu zalegające wokoło zweryfikowały moje plany. Ubrany od dołu do góry w "texy", na stopy trapery, zabezpieczony stup-tupami wyruszam pieszo na pojedynek ze śniegiem, z gorą, ze zmęczeniem. Cały bagaż to cyfrówka i jabłko mające być nagrodą już na szczycie.
1 komentarzy · 4410 czytań ·

Gorgany - dziki wschód jednak istnieje - 07.2001

Dodał(a): Piotr Furmański furman
Ocena: (0)
07 lutego 2006
Długo przygotowywałem się do tej wyprawy. Wszystko zaczęło się od ogłoszenia jakie znalazłem w portalu góry.pl o wyprawie na Ukrainę.Odpisałem i tak zaczęła się korespondencja pomiędzy Lesznem, a Krakowem. To było w październiki, przez całą zimę szukałem map, informacji, relacji z innych wyjazdów. Grono osób, które odpowiedziały na ogłoszenie poszerzało się i zapowiadało się, że uzbiera się masa ludzi. Tak toj ednak bywa, że tuż przed wyjazdem kilku osobom coś wyskoczyło, inni nagle nie mogli i grupa została mocno ograniczona.


I dzień - umówiłem się na dworcu z Redżim i Andrzejem, których poznałem niedawno i którzy oprócz mnie byli jedynymi mieszkańcami Krakowa jadącymi z nami.Główny temat rozmowy stanowiła waga naszych plecaków oraz lista rzeczy które musiały zostać w domu. W moim przypadku dwa razy robiłem przesiew w bagażu, a i tak plecak ważył pewnie ponad 25 kg. Przyjechał pociąg do Przemyśla, miałem się tu spotkać z Grzegorzem z Leszna od którego zaczęła się ta cała wyprawa. Przy pomocy telefonu komórkowego spotykamy się na korytarzu i rozmawiamy o tym co nas czeka. Po jakiejś godzinie rozchodzimy się do przedziałów i spokojnie dojeżdżamy do Przemyśla.
0 komentarzy · 4640 czytań ·