Skrzyczne Nocą IV
Dodał(a): Mariusz Versus
19 listopada 2012
Na trasie
W nocy z piątku na sobotę (16/17.11.2012), pięciu Zielonych plus Simo (Człowiek [zawodnik] z Bikeboardu), startując z bazy (przyziemie domu Rodziców jednego z uczestników) w Milówce zdobyła Skrzyczne. Byłem jednym z nich. W Beskidy pojechaliśmy dwoma samochodami. Cztery rowery zabrała MiśQ ciężarówką, a moja Biria i simowa Sikorka marzły na zewnątrz drugiego pojazdu.

To fajna impreza, trudno na nią zaspać lub zawalić noc na przygotowania. Nie ma pośpiechu, że dzień krótki, nadchodzi zmierzch itd.
Kraków żegnał nas mgłą i chłodem
Dojazd był spokojny dzięki temu, że z krakowskimi mgłami rozstaliśmy się tuż za rogatkami miasta, a pojawiły się one jeszcze na krótko tylko w okolicy Sułkowic. O ile dobrze pamiętam.
W ogóle pogoda była bardzo dobra, dopisywał nam doskonale i w tym widzę przyczynę dużego, nieokupionego żadnymi niemiłymi przygodami sukcesu wyprawy.
Przygotowania w Milówce poszły bardzo sprawnie, niemal rutynowo. A! Wystraszyłem pewnego przechodnia, krzątając się w stroju a'la płetwonurek, ciemną nocą, obok ledwo sączącego się potoku!
Planowanie trasy, w końcu wybraliśmy wariant ubiegłoroczny
W drodze do podnóża Skrzycznego doskwierał mi mały współczynnik lansu tej imprezy. Załoga jakiejś ukrytej w na uboczu Hondy, dwie pary oczu oczekujące na ostatni autobus... trochę mało!
Podjazd pod szczyt poszedł sprawnie, bez "napinki". Chwilami jechaliśmy bez świateł, by obserwować rozgwieżdżony nieboskłon. Andy i Kubak, dzięki sprytnej aplikacji, namierzyli nawet jakieś planety. Jedną z nich był Uran, drugiej nie pamiętam.
Kulminacja Skrzycznego objawiła się nam zaskakująco nagle. Jakoś udało nam się ominąć, pamiętne z Trophy, kilkaset metrów koniecznego (dla słabszych) podchodzenia po korzeniach.
Pozostawiając rowery (mój bez koła, zabrałem je ze sobą, licho nie śpi) przed schroniskiem- weszliśmy w suche, ciche i pożądanie ciepłe korytarze budynku. Warunki były doskonałe, wszystko dla nas. No, nie całkiem. Podzieliliśmy się odrobiną napoju z tajemniczym "duchem gór", "strażnikiem Skrzycznego"? Mimo późnej pory (druga w nocy) trwał przy kominku, przed tv.
Po posiłku, "przepaku", piciu soku z wiśni, pojechaliśmy w kierunku Malinowej Skały. Jadąc trasą znaną z którejś edycji MTB Trophy.
Widoki były powalające. Miliardy gwiazd nad nami, w dole tysiące żarówek pogrupowanych we wsie, gminy, miasteczka i całkiem dużą Bielsko-Białą. Pod nogami skrząca się przymrozkiem trasa, i silny wiatr, tzw. "wmordęwind". Dobrze, że podjazd robiliśmy od zawietrznej.
Krótko za Malinową skręcamy lewo i wspaniałymi "singletrackami" wracamy na zawietrzna i drogę do Doliny Zimnika.
Tam, u wylotu doliny, pozdrawiają nas nieliczni świadkowie naszego tryumfu- mocno "spóźnieni z powrotem do domu" - ostatni goście Hotelu Zimnik. A! noc z piątku na sobotę ma swoje prawa i zwyczaje - mijamy postawione w poprzek drogi rozbite ...BMW.
Po powrocie do bazy jemy gorące posiłki (kubki), przebieramy się w suche ubrania i po piątej rozpoczynamy powrót do Krakowa.
W jego trakcie Simo, prowokowany przez Pepego, by nie zasnąć za kółkiem, przedstawia nam ofertę swojej firmy (kontynuacja z dojazdu) oraz jasne i ciemne strony jej prowadzenia. Potrafi to robić długo, przy tym tak namiętnie i barwnie, że nie podobna się znudzić.
Na podejściu pod Malinową Skałę
Ech, ten Człowiek jest niezniszczalny - prawdziwy skarb na takie zdarzenia! Gdyby ktoś zostawił jakiś gadżet na trasie, niechybnie, ekspresowo podjąłby się powrotu na Skrzyczne!
Świt zastaje nas jeszcze przed Krakowem. Na jego ulicach mieszamy się już z innymi, niedospanymi jak my, zdążającymi do pracy mimo soboty - szarymi ludźmi.
Zostałem fanem tej imprezy - jak określa to Pepe, jej animator!

Ocena: (3)
0 komentarzy · 3368 czytań ·
Komentarze
19 listopada 2012 17:29:00
Klimatyczne zdjęcia :)
Dodaj komentarz
Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.