Wraz z Mariuszem postanowiłem skorzystać z propozycji rodziców, że mogą mnie kawałek podrzucić autem z rowerami. Punktem docelowym stały się niezbyt oddalone od Krakowa Harbutowice. Kawałek za przełęczą Sanguszki złożyliśmy rowery. Wróciliśmy na przełęcz, gdzie za znakami niebieskiego szlaku pojechaliśmy na wschód.
Początek to stromy asfaltowy, a następnie szutrowy podjazd. Zabudowania się kończą a my zdobywamy wysokość. Luźne kamienie nie ułatwiają zadania, ale trawers Krowiej Góry nie jest zbyt długi, więc już wkrótce zjeżdżamy wśród pól i lasów do kolejnych domostw.
Zmieniamy szlak na czerwony, który biegnie właściwym grzbietem i będzie nas prowadził aż do Myślenic. Początek jak często bywa – trudny – lej z kamieniami. Pomimo prób walki ostatecznie musimy się poddać i dać z buta. Jak się z czasem okazało w zasadzie jedyny raz na tej trasie.
Szlak praktycznie cały czas biegnie leśną drogą. Często w głębokich koleinach stoi woda – widać że przynajmniej od zimy, jeśli nie dłużej. Zaobserwowaliśmy kałuże od żółtych, przez żółto-brązowe i żółto-zielone, czysto zielone i zielono-brązowe do brązowych i pomarańczowych! Dzięki temu, że ostatnio padało raczej mniej niż więcej, bez problemów można było „suchym kołem” przemykać brzegiem lub omijać po wydeptanych obejściach.
Szczyt Babicy (727m n.p.m.) minęliśmy niezauważenie. Pierwszy krótki postój zrobiliśmy przy kaplicy św. Huberta. Mało co nieco, rzut oka na mapę w którym miejscu pasma jesteśmy i dalej w drogę.
Krótkie podjazdy, lekkie zjazdy. Więcej w dół niż w górę. Słoneczna Polana, oznaczona jako punkt widokowy nie spełnia naszych oczekiwań – widać głównie okoliczne drzewa, a przeciwległego pasma tylko wąski fragment.
Trasa jest lekka, łatwa i przyjemna. Korzenie i kamienie są, ale tylko od czasu do czasu. Szlaki w Gorcach, czy choćby pasmo Barnasiówki są o wiele bardziej wymagające. Na piechotę pasmo mogło by być dość nudne. Co innego na rowerze. Do tego jest stworzone Smile.
Kolejne kilometry pokonujemy niespiesznie, chłonąc atmosferę lasu. Początek zielonego szlaku, a więc jesteśmy już zdecydowanie za połową. Znów mała przekąska, mająca również tą zaletę, że z nie wypchanymi kieszeni koszulki jedzie się wygodniej. Od tego momentu szlak zdecydowanie trzyma kierunek w dół.
Typowy górski zjazd wąską rynną z kamieniami i już jesteśmy kapliczką. Na mapie oznaczona jako zabytkowa, wygląda jak zupełnie nowa, jedynie znajdująca się na niej data 1945 pasuje do piktogramu.
Kawałek niżej kończy się linia lasu i odsłania widok na Myślenice, jezioro Dobczyckie oraz okoliczne, schodzące się pasma. Stąd już tylko szybki zjazd łąką do Myślenic. Uważać trzeba na co i rusz pojawiające się koleiny. Mariusz nie zauważa jednej takiej ukrytej w trawie i kosztuje go to upadek oraz pokrzywioną obręcz. Wyjazd się dla niego skończył. W końcówce rower znosi, a potem korzystamy z tego, że rodzice są w okolicy i zabierają go do Krakowa. Ja wracam z Myślenic rowerem, standardowo przez Polankę, Zawadę, Siepraw, Świątniki Górne i Swoszowice.
Widząc pasmo na mapie wydaje się ono dość długie. Przejechanie go luźnym tempem zajęło nam (razem z postojami) niecałe 2,5h. Nie spodziewałem się, że sprawi ono tak mało trudności. Spokojnie można polecić dojazd rowerem przez Skawinę i Radziszów. Niestety przypuszczam, że Mariusza na kolejny przejazd tego pasma nie da się namówić. Gdy jechał nim pierwszy raz urwał hak, za drugim miał mocny upadek ze złamaniem ręki i wstrząśnieniem mózgu, teraz z kolei – mimo że teoretycznie do trzech razy sztuka i w końcu powinno się udać – na samym końcu rozwalił obręcz. Czyż nie jest to jakieś złośliwe zaklęcie…
Zaklęte pasmo Babicy
Komentarze
04 sierpnia 2007 23:04:48
04 sierpnia 2007 23:07:39
Dodaj komentarz
Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.