Na podbój Policy.
Dodał(a): Piotr Furmański furman
25 listopada 2006
Ten dzień zaczął się nieciekawie ale w miarę upływu czasu robiło się coraz lepiej i lepiej.
Na początek awaria z budzikiem. Pociąg odjeżdża o godz. 6.41, a ja budzę się o 5.56. Komórki mózgowe buzują i już po chwili wiem, że nie zdążę. Nie ma szans. Na poczekaniu tworzę plan awaryjny i zapada decyzja o dojeździe do Jordanowa autem. Wprawdzie MiśQ dzwoni, że stoją, że do Płaszowa zdążę ale już jestem nastawiony na auto i spokojnie wcinam śniadanko, a potem bez pośpiechu się pakuję. Droga do Jordanowa mija szybko i już po godzinie jestem na miejscu. Po chwili na peronie są wszyscy. Na walkę z Policą stawili się Adwersarz, Furman, Kasia, Leszek, Lukas, MiśQ, Pit, Skolioza i Żaba.

Pogoda dopisuje i raźno ruszamy w galery. Na początek szybka rozgrzewka na rynek w Jordanowie, potem już czerwonym szlakiem na Halę Krupową. W międzyczasie regulacje sprzętów, dobieranie ubioru i gdy zaczyna się prawdziwy teren wszyscy są już zwarci i gotowi. Podjazd szutrową drogą mija szybko, potem szlak staje dęba i przez dłuższy czas szarpiemy się z rowerami stromym wąwozem najeżonym kamieniami. Gdy zdobywamy już wysokość robi się lepiej na tyle, że można jechać. Nie ma lekko, oj nie - stromo, mokre i luźne kamienie, para w nogach nie wystarczy, trzeba też trochę wyobraźni i dobrej techniki żeby utrzymać się na siodełku.

Tutaj szaleje Skolioza, który walczy o każdy metr na rowerze. Lukas też nie odpuszcza, próbuję dotrzymać im kroku lecz nie idzie mi to najlepiej w czym duży udział mają dosyć zjeżdżone opony. Zwłaszcza ta z przodu dostarcza sporo emocji gdy kilka razy tańczy pode mną. Pit chociaż śmierdzi jeszcze od niego szpitalem też daje ostro. Prawdziwy turysta, gięta kierownica, platformy, na nogach traperki i prawdziwy zapał. Dziewczyny też nie odpuszczają, a Adwersarza na swoim pancernym czołgu z 200 mm skoku pocieszam, że odkuje się na zjeździe.

Czas mija miło, chociaż płuca pracują na całego, a krople potu ściekają po nosie. Mijamy Cupel i czujemy niedaleką już Hale Krupową. Teren robi się coraz ciekawszy, sporo wiatrołomów, drogę zagradzają duże kałuże, błoto króluje niepodzielnie. Łapię fajny rytm i wyrywam do przodu, przed sobą widzę głęboką kałużę, na samym środku wystający fragment drogi. Spokojnie przejadę, ładuję się tam i wtedy to się staje. Przednia opona nie wytrzymuje i zjeżdża w dół. Wszystko trwa ułamek sekundy i już leżę w śmierdzącej breji. Nie ma wesoło. Cały bok mokry, w butach mokro, wszystko utaplane w brunatnej mazi. Szybko robi się zimno więc nie bawię się w ceregiele, coś tam się oporządzam i wsiadamy na rower. Już niedaleko na Krupową. Podkręcam trochę tempa żeby się zagrzać ale naprawdę nie jest przyjemnie.

Hala Krupowa wita nas porywistymi podmuchami wiatru, niekiedy tak zawiewa, że ciężko utrzymać rower na torze jazdy. W schronisku spędzamy dłuższy czas zajadając się żurkiem. Ciężko potem wyjść na pole, zimno, wietrznie i nieprzyjemnie. Bety mam nadal mokre i pozostaje tylko nadzieja, że podjazd mnie uratuje. Dalsza trasa to prawdziwe MTB. Na Policę cały czas stromo albo masakrycznie stromo. Na przemian jadąc to idąc zdobywamy w końcu szczyt wznoszący się 1369 m.n.p.m.

Stąd mamy już w dół ale też nie ma lekko bo zjazdy są prawdziwie górskie. Na początku dajemy ostro ale po chwili robi się naprawdę trudno. Ścieżka opada coraz mocniej w dół. Pojawiają się potężne kamienie. Trzeba całą uwagę wytężyć aby wybrać odpowiedni tor jazdy. Tam trzeba objechać bokiem, dalej jest wąski przesmyk pomiędzy dwoma głazami, z tego trzeba zjechać bo nie ma alternatywy. Ten jest niebezpieczny bo mocno nachylony w bok co w połączeniu z mokrą nawierzchnia gwarantuje poślizg. Cały czas trzeba bardzo delikatnie operować hamulcami bo OTB grozi na każdym metrze. Esencją tego zjazdu jest stromy uskok z dwoma głazami w poprzek. Skolioza bierze go z marszu i z wypiekami na twarzy podchodzi zrobić jeszcze jeden kursik w dół. W międzyczasie śmiga Adwersarz i Leszek. To puenta dzisiejszej wycieczki, każdy próbuje tam zjechać, MiśQ robi fotki.

Naładowani adrenaliną śmigamy dalej w dół, a tam coraz ciekawiej, mijamy Halę Śmietanową i wąską ścieżką walczymy o przetrwanie. Zaskakuje MiśQ, który zadziwiająco dobrze radzi sobie w takim terenie. Nie ma co ściemniać. Dostajemy tu potężną dawkę adrenaliny, Skolioza jest znany ze swojej brawury na zjazdach, MiśQ wznosi się na wyżyny swych umiejętności, a i ja nie lubię odpuszczać. W końcu w okolicy górnej stacji wyciągu na Mosorny Groń droga robi się szersza, a i tak stromo już nie jest. Dzięki temu można się upajać szybkością. Adwersarz wyrywa do przodu, kamienisty fragment łyka na swoim fullu jak błyskawica, jednak gdy nawierzchnia robi się na tyle dobra, że mój amorek zaczyna sobie radzić i ja nabieram prędkości.

Puszczam klamki i już nic nie jest w stanie mnie zatrzymać. Kilka bardziej stromych odcinków przelatuję jak w transie i niekiedy mam wrażenie, że rower zaraz odfrunie.....z przodu szlaban, tylni hamulec już nie działa, spokojnie tracę szybkość i zatrzymuję się na polance. Za mną jedzie Lukas, coś tam gadamy gdy widzę jak jego przednie kółko flaczeje. Dłuższa przerwa, zaczyna robić się już ciemno, włączamy lampki i równie szybko jak przedtem zjeżdżamy do asfaltu w Zawoji. Teraz znów Skolioza szaleje, dokręca mocno i leci w dół jak bolid.
Na dole czekamy chwilę na resztę, okazuje się że Lukas znów złapał flaka. Kilka minut przerwy i już szosą jedziemy w dół.

Po chwili nasze drogi się rozchodzą. Ekipa leci na Suchą B. ja do samochodu w Jordanowie. Już całkiem ciemno, znam drogą więc nie mam kłopotów orientacyjnych. Dołuje mnie trochę spora górka jaka dzieli mnie od celu. Już kilka razy tam podjeżdżałem i nigdy nie było to przyjemne. Być może dzieje się tak gdyż z reguły podjeżdżam tam ze sporą ilością km w nogach i dosyć zmęczony. Już z daleka w ciemności widzę światła samochodów wznoszące się ku niebu. Są daleko i wysoko. Zaciskam zęby i mocno daję w padały. Nie jest tak źle, jednak solidnie przepracowany sezon procentuje i szybko pokonuję przeszkodę na środkowej tarczy. Potem tylko zjazd, trzeba uważać bo moja diodówka nie oświetla dostatecznie drogi. Wykorzystuję jadące za mną samochody i w ich oświetleniu podkręcam tempo. Jeszcze tylko serpentyny i już Jordanów.

Dystans 61 km
Czas jazdy 5.12
Średnia 11,7

Galeria z wyjazdu oraz dane z GPS

Ocena: (4)
0 komentarzy · 5874 czytań ·
Komentarze
26 listopada 2006 15:54:58
nie dziwi mnie twoja gleba dzis bylem w lasku :D slisko jak diabli ale nie moglem sobie odpuscic bo mam dosc juz tych asfaltow bleeeee;) a co do lukasza to domyslam sie ze byl na oponach fast fred i dotego z ciekimi detkami hehe ;)
26 listopada 2006 15:56:42
i zapomnialem dodac rzeczywiscie masz talent do pisania gdyz czyta sie z taka lekkoscia -bez wazeliny oczywiscie ;) hehe
27 listopada 2006 01:57:49
Realacja SUPER!! Te moje szybkie techniczne zjazdy to efekt (jak to powiedział Skolioza) odmużdżenia :D czasem tak bywa...
27 listopada 2006 22:06:50
diagnozowałem na podstawie własnych doświadczeń, poza tym twoje sformułowanie jest DUŻYM uproszczeniem tego co powiedziałem :D
Dodaj komentarz
Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.