Cyklokarpaty 2009 już za nami.
Dodał(a): Piotr Furmański furman
05 października 2009

Seria maratonów MTB Cyklokarpaty zakończyła się w minioną niedzielę zawodami w Jaśle. Całe CYKLOKARPATY zamknęły swój drugi rok obecności wśród rowerowych imprez dla zapaleńców maratonów rowerowych. Jak wspomniałem na wstępie ciężar finałowej edycji podjęła się grupa rowerowa z Jasła zrzeszona jako Jasielskie Stowarzyszenie Cyklistów. Oni to właśnie przy pomocy miejscowego MOSiR zorganizowali ostatnie w tym roku zawody tego cyklu.

Jak było ? To pytanie przychodzi na myśl zapewne każdemu czytającemu te słowa. Można je zadać na dwa sposoby. Jak było w Jaśle lub jak było na Cyklokarpatach w ogóle. Może na razie skupimy się na finałowej edycji. Na początek trochę historii. Chociaż to bardzo młody cykl maratonów to już dorobił się własnych legend, synonimów, porównań. Jedną z takich legend pracowicie tworzyliśmy my – uczestnicy maratonu w Jaśle 2008. Tam pogoda postawiła bardzo twarde warunki, które pokonać mogli tylko najtwardsi zawodnicy. Zimno, ślisko, nieprzerwanie padający deszcz oraz trudna sama w sobie trasa sprawiły, że tamten maraton bardzo szybko stał się legendą krążąca pośród uczestników Cyklokarpat.

W tym roku było zupełnie inaczej, pogoda jak gdyby chciała się zrehabilitować za ubiegłoroczną wpadkę i dała nam to wszystko co miała najlepszego. W połączeniu z organizacyjnym zapałem chłopaków z Jasła oraz ich znajomością rodzimych terenów dostaliśmy na tacy prawdziwy tort rowerowy.

Polska złota jesień w masywie Liwocza rzucała na kolana. Rzucała tych, którzy przeszarżowali , tych którzy za mocno dali w palnik na pierwszych kilometrach ale i tych którzy poprzez zamglone parą okulary byli w stanie spojrzeć na piękne krajobrazy i bajecznie kolorowe lasy jakimi mieliśmy okazję jechać. Chociaż to nie góry to jednak trasa została tak poprowadzona, że czuliśmy się jak w górach właśnie. Sam podjazd na Liwocz ciągnący się przez 4 km i liczący około 300 metrów przewyższenia dawał ostry wycisk. Nie było łatwo bo stromo i nawierzchnia miejscami wysypana luźnym żwirem nie ułatwiała zadania. A przecież jadąc Giga trzeba było pokonać go dwa razy. Do tego niezliczona ilość tak charakterystycznych na tych terenach stosunkowo krótkich lecz stromych podjazdów, które bardzo szybko wchodziły w nogi. W sumie uzbierało się 1600 metrów podjazdów co biorąc pod uwagę, że to już październik i końcówka sezonu nie jest mało.

Punktem kulminacyjnym trasy była góra Liwocz. Tam przebiegała pętla terenowa oferująca nam wszystko to czego maratończyk oczekuje od takich zawodów. Oprócz podjazdów były techniczne i strome zjazdy terenowe, były skały, strumyki , singletracki. Były agrafki i czające się na nieuważnych dziury i wykroty. Były dalekie widoki jak i strome ścianki gdy obserwowaliśmy tylko czubek własnego nosa z kroplami potu na jego czubku. Jasło wypadło bardzo dobrze i oby tak było w kolejnych latach. Do tego świetna ceremonia zakończenia z dekoracją najlepszych zawodników, bardzo przyzwoite nagrody i puchary dla najlepszych zawodników do 6 miejsca włącznie. Całkiem bogata teletombola – aż ręce składały się do oklasków co oczywiście miało miejsce bardzo często.

Teraz może coś szerzej o całej serii. Zacznę od statystyk zrobionych przez moją osobę.
Obyło się 10 maratonów – Przemyśl, Krosno, Nowy Żmigród, Sanok, Wierchomla, Pruchnik, Gorlice, Komańcza, Strzyżów, Jasło. Udało się przejechać wszystkie, a na dodatek wszystkie na dystansie Giga.

Aby tam wystartować przejechałem autem 3516 km. Ile to kosztowało wolę nie liczyć bo jeszcze by żona to gdzieś wyczytała :)

Podczas tych 10 startów przejechałem 664 km z czego ogromna większość w terenie. Spędziłem 40 godzin i 9 minut na rowerze jadąc ze średnią prędkością 16,54 km/h. Pokonałem 15568 metrów podjazdów.

Najdłuższy dystans był do pokonania w Strzyżowie 79,81 km. Najmniej przejechałem w Sanoku – około 47 km.

Najdłużej jechałem w Nowym Żmigrodzie gdzie kręciłem przez 5h 20minut, najszybciej pokonałem trasę w Przemyślu gdyż zajęła mi tylko 2h41 minut.

Najlepszą średnią udało się wykręcić w Przemyślu – 23.09km/h, najwolniej jechałem w Nowym Żmigrodzie – 12,92 km/h.

Najwięcej podjazdów pokonałem w Pruchniku około 2100 m, najłatwiej było w Sanoku gdyż niewiele ponad 1000 metrów.

Jeśli chodzi o wyniki to najlepszy punktowo wynik wykręciłem w Komańczy gdzie zdobyłem 529 punktów, najsłabiej wypadłem w Jaśle z dorobkiem 460 punktów (na 600 możliwych).

Najlepsze miejsce w kategorii M3 zaliczyłem w Krośnie stając na 2 stopniu podium, najgorzej wypadło Jasło, które ukończyłem na 7 miejscu.

Jeśli chodzi o kategorię OPEN to najlepiej było w Wierchomli gdzie zająłem 7 miejsce, najgorzej zaprezentowałem się w Komańczy i Strzyżowie zajmując na 18 miejsca.

Jeśli chodzi o subiektywne odczucia z pominięciem punktów to najlepiej poszedł mi maraton w Krośnie gdzie czułem powera i jechałem naprawdę dobrze. Najsłabiej czułem się w Jaśle gdzie wyścigowe tempo udawało się utrzymać tylko miejscami.

Jeśli chodzi o najtrudniejszy kondycyjnie maraton to mam pewien problem z wyborem gdyż jest dwóch mocnych kandydatów. Pruchnik i Strzyżów dały mi najbardziej popalić. Najłatwiej było w Przemyślu.

Technicznie maratony nie stały na wysokim poziomie. Brak extremalnych zjazdów i poza nielicznymi fragmentami trasy do przejechania nawet przez niezbyt zaawansowanych maratończyków. Najtrudniej było chyba w Sanoku, najmniej wymagający był zdecydowanie Przemyśl.

Teraz najtrudniejszy wybór. Jak wyłonić ten „naj” Trudna sprawa gdyż kandydatów wiele, a na wybór składa się wiele nie zawsze obiektywnych czynników. Jeśli chodzi o organizację to nie wybiorę jednego. Strzyżów i Jasło wypadły moim zdaniem najlepiej. Najsłabszego nie wymieniam bo takiego nie ma.

Atrakcyjność trasy znów problem bo kilku kandydatów, a i wybór zależny od wielu rzeczy, które mogą definitywnie zmienić wynik. Że wspomnę tylko o Wierchomli, której parszywa pogoda odebrała sporo uroku . No ale było jak było. W warunkach jakie mieliśmy tego roku na trasach Cyklokarpat najładniej było w Nowym Żmigrodzie, a najmniej uroku miała spontanicznie układana nocą trasa w Sanoku.

Tak by to wyglądało. Teraz kilka słów o każdej lokalizacji. Maratony z tej serii są sytuowane gdzieś pośrodku. Łatwiejsze niż Powerade(Golonko), trudniejsze niż Mio(Grabek). To chyba sprawiedliwa ocena. Jak sama nazwa wskazuje wszystkie te zawody odbywają się na Podkarpaciu i ten właśnie fakt determinuje wybór tras. W przeciwieństwie do ogólnokrajowych cyklów wybór miejscówek nie jest tak szeroki . Tak krawiec kraje jak mu materiału staje. Myślę, że Cyklokarpaty krają bardzo dobrze i z roku na rok robi się tu coraz ciekawiej.

Przemyśl – kilkuletnia już tradycja organizowania maratonów. Najpierw jako pojedyncze imprezy, teraz w serii Cyklo. Szybka i wygodna trasa znakomicie sprawdza się jako inauguracja sezonu. Nic dodać, nic ująć. Tak może być, tak powinno zostać.

Krosno – podobnie jak Przemyśl już kilkuletnia tradycja maratonów. Rodziły się one w bólu i kłopotach ale z roku na rok orgi wyciągają dobre wnioski z własnych doświadczeń. W tym roku było już dobrze. Tak trzymać.

Nowy Żmigród. Legenda Cyklokarpat. Najtrudniejszy maraton w serii słynący z ogromnych ilości błota. Piękny i trudny. Fragment trasy na odcinku Góra Grzywacka – Chyrowa jest bardzo kontrowersyjny. Z jednej strony atrakcyjny widokowo, z drugiej strony maskrycznie wręcz błotnisty. Ten maraton daje ogromną frajdę z jego przejechania ale okupione to jest ogromnymi stratami w sprzęcie i równie wielkim zmęczeniem. Gdyby udało się pozbyć tego fragmentu i dołożyć coś innego to było by extra.

Sanok – brak szczęścia do pogody. W obawie przed powtórką z ubiegłego roku trasa została w ostatniej chwili całkowicie zmieniona w noc przed maratonem na zupełnie inną. Wyszło jak wyszło, potencjał tej miejscówki jest nadal nie wykorzystany i to chyba powód aby Sanok trwał.

Wierchomla – perełka. Świetna miejscówka na taką imprezę, świetna organizacja. Bardzo wymagająca , piękna, górska trasa. Pogoda nie wypaliła i odstraszyła sporo ludzi. Ta lokalizacja musi zostać !

Pruchnik – przez uczestników Cyklokarpat to miasteczko wskazywane jest jako wzór do naśladowania przez innych organizatorów. Więcej chyba nie ma co pisać , może tylko to, że nie jest tam łatwo nawet mega przejechać. Orgi nie mają litości do zawodników. Ta miejscówka była i nadal pozostanie jednym z filarów Cyklokarpat.

Gorlice – jak na pierwszy maraton zrobiony w tym mieście to bardzo przyzwoita impreza. Ciekawa trasa z jeszcze ciekawszymi zjazdami. Nie obyło się bez kłopotów – np. oznaczenie trasy ale warto rozkręcać bo możliwości są duże i bardzo ciekawe.

Komańcza – co tu pisać. Kolejna legenda. Po roku przerwy powrót na Chryszczatą. Było ciężko i pięknie chociaż trochę krótko i szybko. Kolejny filar Cyklokarpat. Sprawa jest bez dyskusji – Komańcza to obowiązkowy punkt na mapie w edycji 2010.

Strzyżów – specyfiką maratonów z serii Cyklokarpaty jest fakt, że dużą ich część albo nawet wszystkie robią ludzie, których pasją jest MTB i którzy chcą zrobić coś dobrego dla tej dyscypliny w swojej okolicy. Nie inaczej jest w Strzyżowie gdzie bracia Szlachta w ogromnej mierze przyczynili się do stworzenia tego maratonu. Debiut i od razu sukces. Chłopaki wiedzą o co chodzi w tej całej zabawie i pewnie właśnie dlatego wypaliło.

Jasło – już pisałem na początku. Co by dodać. Podobnie jak w Strzyżowie, Komańczy itd. maraton zrobiony przez grupkę zapaleńców. Tak trzymać. Jeśli nie będzie końca świata to melduję się za rok :)

Jak widać seria rozrasta się cały czas i zmierza w dobrym kierunku. Już niedługo odbędzie się spotkanie gdzie podjęte zostaną decyzje dotyczące kolejnego sezonu. Na razie nic nie wiadomo, o przeciekach nie ma co pisać. Jest duża szansa, ze Cyklokarpaty pojawią się w kalendarzu zawodów 2010 i z powodzeniem będą kontynuować dobrą passę. To nadal regionalny cykl maratonów i adresowany raczej do mieszkańców południowej Polski chociaż w miarę kolejnych startów lista startowa zapełniała się coraz bardziej różnorodnymi miejscowościami również spoza Podkarpacia. Cała zabawa zmierza w dobrym kierunku i stanowi świetną alternatywę dla Powerade czy Mio . No to co ? Wsiadać na rower i trenować bo na Cyklokarpatach łatwo nie jest :)

Piotr Furmański

Ocena: (0)
0 komentarzy · 5126 czytań ·
Komentarze
20 października 2009 13:07:35
fajnie
Dodaj komentarz
Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.