Spokojniejszy niż na mega start, koło mnie sporo zielonych. Lesław i Miki choć startowali z tyłu już po chwili oddalają się ekspresowym tempem, podobnie i Maciu. Udaje mi się nadążać za Skrzynią. Pokonuję za nim pierwszy podjazd i zjazd. Na następnym już mi ucieka… trudno, trzeba jechać swoim tempem, trochę czasu na trasie się spędzi.
Przychodzi kolej na podjazd na Śnieżnik. 5km i 10% to taki niezły konkret. Podczas podjazdu dogania mnie Piotr Schondelmeyer, jestem tym trochę zaskoczony, bo rok temu tasowaliśmy się tutaj na dystansie mega i to ja jemu uciekałem pod górę, a on mnie doganiał na zjazdach. Z racji że jest stromo, to staram się wrzucić choć „trójkę” — udaje się i pod schroniskiem jestem przed nim. Następuje stromy zjazd po garbatej łące (gdzie Grzesiek podpowiada jak pojechać, choć w sumie nie wiem, czy zastosowałem się do porady) udaje się go pokonać w siodle. Dalej trochę głazów i korzeni które trzeba przejść i szybki zjazd po dużych kamieniach solidnie zakotwiczonych w ziemi (oraz bezcenne miny turystów widzących z jaką prędkością je pokonujemy). Jak to bywa na zjazdach Piotr mnie wyprzedził

Gdzieś na kolejnych podjazdach mija nas czołówka MEGA, niby nie jadą dużo szybciej, a jednak z każdym obrotem korby uciekają do przodu. Patrzę na licznik i widzę, że to połowa trasy, jestem jakiś taki znużony, choć niby nic nie dolega. Dojechałem do bufetu i rozjazdu. Najbliższe 3km biegną po drodze wyłożonej jakby z pionowo ułożonych płaskich kamieni – jeśli coś mam nieprzykręcone, to zaraz tego nie będę miał – oraz – trzymać kierownicę luźno czy sztywno – to jedyne o czym w tamtej chwili myślałem.
Dalej nastąpiły jakieś esy-floresy wzdłuż strumieni, raz w dół, innym razem w górę. Od czasu do czasu jakąś pojedynczą sztukę udawało się dogonić. W rejonie gdzie powinien być 3-ci bufet stoi tylko las. Pojawia się on dopiero z lekkim poślizgiem. I jakoś od tego momentu łapie mnie lekki kryzys. Nie jestem już w stanie doganiać kolejnych osób, a łącznie do mety to chyba z 5-6 osób mnie przegania.
Nie długo za bufetem łączymy się z dystansem MEGA. Szczęśliwie w większości ustępują drogi i udaje się sprawnie jechać do przodu. Jedynie przed samym zjazdem do mety dwójka spięła się i wywróciła przez co musiałem się zatrzymać.
Na mecie byłem przed Piotrem. Okazało się też, że Skrzynia przeciął obie opony i nie ukończył maratonu. W związku z tym zostałem 4-tym punktującym dla drużyny. Miki wsadził mi 15min. (bałem się że będzie gorzej), a Lesław 25min. (nie sądziłem, że będzie aż tyle


PS
Nie wiem skąd organizator znalazł tyle błota w Międzygórzu — podejrzewam, że zostało dowiezione na trasę ciężarówkami

PPS
W domu okazało się że przeciąłem tylną oponę w 3 miejscach, ale na szczęście na trasie zadziałał uszczelniacz.
Z licznika
Dystans: 76.1 km
Czas: 04:52:51 h
Średnia prędkość 15.6 km/h
Średnie tętno: 165
Przewyższenie: 2710 m
Kalorie: 5172 kcal
Z wyników
Miejsce: 46. open (/146), 22. M2 (/47)
Czas: 04:52:46 (01:08:38 straty do pierwszego)