Opracowaliśmy cztery techniki pokonywania drogi w dół w Tatrach. Jak wiadomo schodzenie jest kluczowe i trudniejsze niż wchodzenie. Pierwsza technika: najbardziej wydajna to „TIK, TIK, TIK” – precyzyjne drobne kroczki, jak gejsza. Mniej poszanowania w naszej grupie miała technika „ŁUP, ŁUP, ŁUP” – czyli długie susy chwiejące kamiennymi płytami. Po 10 godzinach wędrówki wszyscy stosowaliśmy już tylko technikę „AŁ, AŁ, AŁ” nie pomagał ani ibuprom, ani nowatorskie rozwiązanie Andy`ego czyli schodzenie w skarpetkach. Każdy miał coś naderwanego, przeciążonego lub obtartego. Na szczęście w trakcie całej 13 godzinnej wędrówki nikt nie tracił wysokości metodą „DUP, DUP, DUP”
Było zabawnie. Już w Dolinie Jaworzynki pierwsza samotna turystka postanowiła nagle opuścić nasze zacne towarzystwo, kiedy usłyszała, że ma skarpetki z Lidla. Na Zadni Granat z Zakopanego właściwie wbiegliśmy zaabsorbowani grą w „Najniższy puls”. Wygrywał ten, któremu w momencie wywołania liczby serce biło najwolniej (na tym podejściu 150-170).
Byliśmy na Orlej Perci. Tu za część rozrywkową odpowiadałem ja dostarczając chłopakom dużo radości, kiedy nieobyty z ekspozycją usiłowałem się przyspawać do łańcuchów, mając pełne przekonanie, że za chwilę zawisnę majdając nogami nad przepaścią. Nic takiego się nie stało, a MisQ okazywał pogardę dla wskazywanych przeze mnie trudności schodząc przodem, nawet na sekcjach zabezpieczanych klamrami.
Góra, dół, góra dół, piękne widoki, wdrapywanie się i zsuwanie, wreszcie Krzyżne. Godz. 14.
Decyzja: rozsądnie wrócić do Murowańca doliną Pańszczycy, czy zmyć z siebie hańbę rezygnacji z pierwotnego planu pt. „Orla na raz”. Oczywiście wygrał wariant heroiczny. Murowaniec, ale przez Dolinę Pięciu Stawów Polskich i Zawrat. Szybko, ale rozsądnie osiągnęliśmy D5SP. Tu znów wygrał rozsądek: przeznaczyć 45 minut na szarlotkę w schronisku, czy zrobić krótki popas nad strumieniem i iść dalej. Zbliżające się późne popołudnie i nadciągające chmury sprawiły, że wybraliśmy opcję: idziemy dalej. Kiedy 2 godziny później wisiałem na wilgotnych już łańcuchach Zawratu, a moje buty ślizgały się na skałach doceniałem rozsądek zespołu i odpuszczenie szarlotki. Nie wiem jak tę trasę pokonalibyśmy w zapadających ciemnościach i padającym deszczu.
Zawrat w dół w ogóle okazał się najtrudniejszy w całej tej wycieczce. Wilgoć, zmęczenie po 9 godzinach podróży i techniczne trudności sponiewierały nas bardzo. Już było mniej śmiechu, więcej koncentracji na tym jak pokonać kolejne zakręty i nie popełnić błędu ze zmęczenia. Wyraźnie zwolniliśmy. O ile dotąd nasze czasy przejść były o 30 % krótsze niż wg. przewodnika to tym razem szliśmy wg. rozkładu.
Wreszcie murowaniec, kwaśnica i koszmarna droga prostym żółtym szlakiem na dół. Wyglądaliśmy jak troje paralityków, pokrzykujących „AŁ…” przy każdym kroku. Nikt nie odmówił ibupromu, każdy miał swoje nadwyrężenie, przeciążenie i otarcie. Piękny zachód słońca nad Giewontem obserwowany z Karczmiska to był bonus. Pomimo pobolewania wrócił humor. Asfalt w Kuźnicach, Andy zdjął buty i o 22 jedliśmy pizzę na Pardałówce.
To nic, że rano MisQ poszedł myć zęby na czworaka, a ja wsiadam do samochodu najpierw siadając, a następnie wciągam nogi pomagając sobie rękami. Andy nieco poobcierany i obolały ruszał się następnego dnia najżwawiej. Już w drodze powrotnej planowaliśmy powrót i zrobienie programu „Orla na raz”.
Dane wycieczki: Długość 31 km, czas 13 h (łącznie z postojami), czas marszu 9 h 30 min. Przewyższenia 2 590 m. Spalone kcal ok. 22 000.
Pół Orła, jeden Zawrat i trzy kwaśnice
Komentarze
24 lipca 2011 17:15:18

Z tego co wiedzę mieliście dobrą pogodę a MiśQ jest chyba jakimś Fakirem bo na tej fotce potrafi palcem wygiąć drabinkę


24 lipca 2011 17:25:11
Może następnom razom się z Wami zabiorę.
25 lipca 2011 17:40:32

25 lipca 2011 19:22:51
25 lipca 2011 19:52:14




Konkurencji w ciągu całego dnia w Taterkach mieliśmy jeszcze kilka, min:
- chodzenie "na cwaniaka" - czyli idąc stromą ścieżką trzymając ręce w kieszeniach,
- wygrywanie "lotnych premii górskich" - ustalaliśmy kto i gdzie ma być pierwszy. Granaty - Andy, Krzyżne - Ja, D5SP - Kuba, Zawrat - Kuba, Murowaniec - Andy, Kuźnice - Ja. Także ustaliłem z chłopakami już na początku wycieczki, że ja wygrywam ją całą - tak też się stało, meta była w Kuźnicach przy budce z biletami do TPN'u.
- wdrapywanie się pod górę bez asekuracji - nie dotykanie pomocnych łańcuchów, klamer czy drabinek - to był prawdziwy czad!
Podsumowując tamten dzień ubawiłem się po pachy, lecz starałem się cały czas zważać na nasze bezpieczeństwo.
25 lipca 2011 21:25:24

MiśQu nie bylby sobą, gdyby nie wygrał

Powiem tak.. byłam myślami cały dzien z Wami.
Kiedy wjechałam na rowerze na podtarnowską Jurasówke i zobaczyłam zarys Tatr, pomyslałam: gdzieś tam chłopaki są

żałuję , ze mnie nie było, ale z moimi kontuzjowanymi konczynami, miałabym trudności.
Kostka jeszcze pobolewa czasem
26 lipca 2011 12:20:15

26 lipca 2011 13:32:45

28 lipca 2011 06:38:49
jedna uwaga, jeśli można Kuba, w górach raczej nie podaje się odległości w kilometrach, ja wiem że to pewnie "maratonowe" przyzwyczajenie, ale tak po prostu jest podaje się godziny przejść, ewentualnie różnice w pionie, ale nie odległości w poziomie, bo jak widzisz niby 31km tylko, ale dobrze wiesz/czujesz


28 lipca 2011 10:47:21

28 lipca 2011 15:15:54
Jędroll. Znam tę rulę

BTW w trackowni jest już track, skrócony o zakopiańskie peregrynacje, bo nic nie wnoszą.
29 lipca 2011 22:36:53
ja robiłem Orlą na raz w czasach, kiedy jeszcze nie była jednokierunkowa I przyznam że nie zazdroszczę Wam narzuconego kierunku...
Odcinek Granaty-Krzyżne ma najsłabszą asekurację, a na nim będziecie najbardziej zmęczeni Po przejsciu całości Pańszczyca ciągnie się jak flaki z olejem (z Kasprowego można się zawsze ratować kolejką

Także oczy szeroko otwarte i żadnych wygłupów! POWODZENIA!
PS Kuba, bardzo fajnie napisane!

Dodaj komentarz
Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.