Chociaż zima 2013/2014 była wyjątkowo łagodna to tęsknota do słońca i ciepełka dopadła mnie jak zwykle i niecierpliwie wypatrywałem końcówki Marca aby wyrwać się w końcu gdzieś daleko od naszego Krakowskiego smogu. Już nie ważne było gdzie, byle tylko wyjechać, pośmigać w fajnej okolicy i nacieszyć oczy innymi niż zwykle widokami.
Plan był ustalony już w zeszłym roku po wiosennym wypadzie do Chorwacji. Tak nam się tam spodobało, że postanowiliśmy wrócić do tego kraju i kontynuować jego eksplorację.
Z założenie miał być to wyjazd treningowo turystyczny i taki w zasadzie był bo chociaż nie nazwał bym naszych jazd treningami to jednak trzeba było się trochę nakręcić, czasami lżej, czasami mocniej i na pewno nie pozostało to obojętne na naszą wydolność. Pomimo wielu zainteresowanych osób i lobbowania na przeróżnych forach rowerowych finalnie udało się nam zebrać tylko we dwoje. Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, bo chociaż koszty trzeba było rozłożyć tylko na dwie części to jednak logistyka nam sprzyjała i udało się tak to wszystko zorganizować, że koszt wyjazdu nie zrujnował naszych budżetów domowych. Rowery w aucie = mniejsze zużycie paliwa. Mniejsza ilość osób = więcej miejsca na zapasy jedzenia.
Naszym celem było miasteczko Senj leżące nad morzem i u stóp gór Velebit jednocześnie. To północna część Chorwacji i istniały ryzyko, że „różnie może być z pogodą” No ale ryzyk fizyk, kto nie ryzykuje ten nie wygrywa. Zresztą w obecnych czasach i tym co wyczynia pogoda więcej zależy od szczęście niż od pory roku. Tak więc pozostało nam tylko czekać. Kilka dni przed wyjazdem zmusiłem się jednak do obserwacji kilku serwisów pogodowych. Różnie to wyglądało, ani źle, ani specjalnie dobrze, niekiedy rozbieżności było ogromne i w końcu przestaliśmy się tym za bardzo przejmować.